BIOGRAFIA

MARIA ANTO (ur. 1936, zm. 2007)
Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w pracowniach prof. Stefana Płużańskiego i prof. Michała Byliny – dyplom w 1962r. Ponad 60 wystaw indywidualnych w Polsce i na świecie, udział w ok. 250 wystawach zbiorowych. Obrazy Marii Anto znajdują się kolekcjach publicznych m.in. Muzeum Narodowym w Warszawie, w Galerii Zachęta w Warszawie czy Muzeum Karlsruhe, Muzeum Sztuki Współczesnej w Sztokholmie oraz wielu kolekcjach prywatnych w Polsce i na świecie.

BIOGRAFIA

MARIA ANTO (ur. 1936, zm. 2007)
Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w pracowniach prof. Stefana Płużańskiego i prof. Michała Byliny – dyplom w 1962r. Ponad 60 wystaw indywidualnych w Polsce i na świecie, udział w ok. 250 wystawach zbiorowych. Obrazy Marii Anto znajdują się kolekcjach publicznych m.in. Muzeum Narodowym w Warszawie, w Galerii Zachęta w Warszawie czy Muzeum Karlsruhe, Muzeum Sztuki Współczesnej w Sztokholmie oraz wielu kolekcjach prywatnych w Polsce i na świecie.

Spotkanie z malarskim światem w obrazach Marii Anto jest dla mnie zawsze chwilą wielkich wzruszeń, podobnych jedynie emocjom, które budzi czytanie poezji. Jednorożce, pegazy i tańczące anioły z obrazów uosabiają matkę sztuk – poezję z jej najwyższymi atrybutami – czystością, twórczym natchnieniem, efemerycznością. Ziemia zatrzymuje się w bezruchu, czas nie istnieje, obraz staje się autonomiczną rzeczywistością utrwaloną na płótnie, zamkniętym w ramy snem, którego przenikające się znaczenia, symbole z wielotysięcznej historii ludzkiego poszukiwania sensu przeplatają się gęsto jak malarskie płótno.
Katarzyna Napiórkowska

Krótko o twórczości Marii Anto

Spotkanie z malarskim światem w obrazach Marii Anto jest dla mnie zawsze chwilą wielkich wzruszeń, podobnych jedynie emocjom, które budzi czytanie poezji. Jednorożce, pegazy i tańczące anioły z obrazów uosabiają matkę sztuk – poezję z jej najwyższymi atrybutami – czystością, twórczym natchnieniem, efemerycznością. Ziemia zatrzymuje się w bezruchu, czas nie istnieje, obraz staje się autonomiczną rzeczywistością utrwaloną na płótnie, zamkniętym w ramy snem, którego przenikające się znaczenia, symbole z wielotysięcznej historii ludzkiego poszukiwania sensu przeplatają się gęsto jak malarskie płótno.
Katarzyna Napiórkowska

TEKSTY

Rozmowa Marty Kowalewskiej z Katarzyna Napiórkowską przy okazji wystawy malarstwa Marii Anto w Zachęcie.

Marta Kowalewska: Rozpoczęła pani współpracę z Marią Anto pod koniec lat 80. XX wieku. Co skierowało panią do niej?
Katarzyna Napiórkowska: Zetknęłam się z jej twórczością wcześniej. Jako studentka oglądałam jej pierwsze wystawy. Gdy prowadziłam Galerię Art na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, miałyśmy szansę spotkać się osobiście. Jak widać coś ciągnęło nas do współpracy od dawna, ale na spełnienie tego zamiaru trzeba było czekać długo. W międzyczasie przestałam pracować w Galerii Art, wyjechałam do pracy w Londynie, a dopiero na progu przemian ustrojowych pojawiła się możliwość założenia własnej galerii, którą otworzyłam w 1989 roku. Wystawiałam klasyków: Fijałkowskiego, Fałata, Sienickiego, Dwurnika, Markowskiego i oczywiście Anto.

MK: Dziś mówi się o Marii Anto jako kobiecie, która osiągnęła artystyczny sukces w trudnych dla kobiet czasach. To kwestia talentu, ale czy jej zdolności wystarczyły do zdobycia takiej pozycji?
KN: Podziwiałam Marię za jej wytrwałość, bo wiele kobiet kończy Akademię Sztuk Pięknych, ale nie wszystkie później realizują się w zawodzie. Dziś kobiety mają więcej możliwości pracy, zresztą ogólnie artyści. A przedstawicielki młodszego pokolenia, jak Joanna Rajkowska czy Agata Bogacka, to kobiety, które wiedzą, co chcą zrobić. Jednak nie wiązałabym podobnej postawy wyłącznie z feminizmem, a raczej z faktem, że obecnie jest więcej dróg działania dla osób z talentem i chęcią jego realizacji. Wówczas jednak, 40-50 lat temu, zdobycie pozycji wymagało hartu ducha, choć nie było tak dramatyczne jak w przypadku Zofii Stryjeńskiej, która musiała się przebierać za mężczyznę, żeby studiować w Monachium malarstwo.

MK: Jest przekonanie, że kobietom, które miały za mężów artystów, było łatwiej. Maria Anto pozycję zdobywała sama.
KN: Jeśli jest to sugestia, że mężowie artyści wspomagali kariery swoim żonom, to Anto jest jej zaprzeczeniem. Radziła sobie doskonale samodzielnie, choć ze wspaniałym wsparciem i zrozumieniem ze strony partnera- męża, który rozumiał potrzeby malarki. Maria Anto pochodziła z rodziny wyjątkowej. Malarzem był jej pradziad Ignacy Jasiński, jej babka, Maria Czarnecka również malowała.
Przede wszystkim jednak zawdzięczała karierę sobie. Talent łączyła z konsekwencją i wyrazistością. Wyróżniała się sposobem bycia, manierami. Pamiętam plener, w którym uczestniczyła, a i ja miałam okazję tam być. Wówczas, podczas jednego wieczoru czytano poezję. Ktoś ośmielił się szeptać i Anto bezpardonowo zwróciła uwagę. Dla niej odpowiednie zachowanie wynikłe z powagi sztuki było szalenie istotne.

MK: Niekiedy rysuje się obraz Marii Anto jako osoby apodyktycznej, bezkompromisowej. Czy te cechy miały przełożenie na kontakty z panią?
KN: Mogę powiedzieć przede wszystkim o naszych relacjach, a w nich panowała absolutna symbioza. Bliżej poznałam ją w latach 80. i nasze kontakty szybko stały się bliskie. Czuła, że szczerze szanuję to, co robi, i potrafiła odwdzięczyć się podobną atencją. Dawała mi odczuć jak bardzo mnie lubiła. Bardziej, niż ja mogłam to wyrazić wobec niej. Oczywiście, zacieśniłyśmy relacje, nie tylko zawodowe, gdy otworzyłam własną galerię. Moje uwielbienie dla Marii Anto nie ograniczało się tylko do jej sztuki. Jako osoba była wspaniała. Oddana rodzinie, z wielką czułością wychowywała dzieci.
Wiem, że Maria była w towarzystwie uwielbiana. Świadczyły o tym spotkania w gronie artystów, głównie w Białowieży. Tam odbywały się ogólnopolskie plenery, które dla Anto były niezwykle ważne. Napędzały ją twórczo, jak sądzę także w rezultacie spotkań z takimi osobowościami jak Fałat, Starowieyski, Maśluszczak. Ona natomiast była inspiratorką wszelkich działań, scalających twórców podczas tych plenerowych spotkań. Była tam postacią centralną, wokół której orbitowali inni artyści. Działała jak magnes przyciągający ludzi, choć bez przymusu. Po prostu wszyscy chcieli być w jej otoczeniu. Nie wykluczało to jednak pewnej apodyktyczności i bezkompromisowości. Wręcz przeciwnie.

MK: Maria Anto była świadoma swojej wartości jako artystki, na co zapewne miał wpływ fakt, że szybko została doceniona. Wystawa w Zachęcie, nagroda w Mediolanie zaraz po studiach, która rozkręciła jej karierę we Włoszech.
KN: Jej międzynarodowa kariera zaczęła się jeszcze wcześniej, bo w 1963 roku jej prace były pokazywane na Biennale w Sao Paulo. Jednak ten sukces to nie przypadek, który uczynił ją pewną siebie. To był rezultat jej konsekwentnej pracy, wyrazistego stylu, uporu. Wszystko to, co składało się na jej osobowość i artystyczną charyzmę zaowocowało sztuką, która zachwyciła odbiorców. Szybko więc znalazła galerzystę, który rozwinął jej karierę we Włoszech.

MK: Czy lata 60. i 70. można uznać za najlepszy okres w jej karierze?
KN: Trudno zamknąć Marię Anto w jakiś okresach. Ona od początku była silna i wiedziała, czego chce. Była malarką nie dlatego, że skończyła studia, ale dlatego, że sztuka byłą częścią jej osobowości.

MK: A jednak w latach 80. i 90. zainteresowanie jej sztuką spadło. Pojawili się inni artyści, inna sztuka. Czy ona w jakiś sposób to przeżywała?
KN: Maria Anto była osobą świetnie przygotowaną intelektualnie, żeby pojmować świat. Dużo podróżowała i zapewne dostrzegała pewną okresowość, szczególnie w sztuce współczesnej. Fascynowała się zresztą nowymi artystami. Akceptowała więc fakty. Najważniejsze, że do końca pozostała sobą i nie ścigała trendów, choć doskonale je czuła i rozumiała.

MK: Zmiany jednak nastąpiły wyraźne i dziś jest nieco zapomnianą artystką.
KN: Przez osoby, które miały kontakt z jej twórczością, nie jest zapomniana. Można raczej zastanawiać się nad zasięgiem sztuki.
Ponadto obecna wystawa w Zachęcie jest dowodem, że pamięć o Anto żyje.

MK: To odpowiedni czas na przypomnienie twórczości Marii Anto szerszemu odbiorcy?
KN: Wierzę, że wystawa pojawia się w dobrym czasie. Żyjemy w epoce niezwykle zracjonalizowanej i technicznej, lecz ludzie zaczynają się w niej gubić. W tym momencie twórczość Marii Anto jest alternatywą, otwarciem na odbiór rzeczywistości w sposób bardziej metaforyczny. Człowiek jest istotą wielowątkową i nie da się jej do końca uporządkować, wcisnąć w technologiczny rygor. Dlatego stale na nowo odkrywamy takie postaci, jak choćby Agnieszka Osiecka. I Maria Anto również, gdyż jej sztuka wyrasta z poetyckiego myślenia.

MK: Rzeczywiście z jej obrazów przemawia pewna eteryczność i nieokreśloność, tymczasem stale mówimy o silnej, wyrazistej kobiecie.
KN: W tym nie ma sprzeczności. To eteryczność podszyta bardzo dużą mocą. Miała siłę, charyzmę i moc tworzenia. Imperatyw twórczy był wypadkową mocnego charakteru. Wiedziała, czego pragnie, co chce zrobić w życiu. Jeśli można porównać malarstwo Marii Anto do słowa pisanego, to ono nie jest prozą, a poezją, która przyznaje rację istnienia dwóm rzeczywistościom. Tej, której możemy dotknąć i wszystko nam się zgadza, i tej, do której czasami otwierane nam jest okno, kiedy doświadczamy jakiegoś wzruszenia. Te światy są u niej zintegrowane. Podobnie jak u Aleksandry Waliszewskiej, która jest teraz znaną i cenioną artystką.
Tak czuła i tworzyła. Nigdy nie malowała obrazów, żeby się podobały. I kwestie finansowe nie miały tu znaczenia. Przecież dlatego zrezygnowała ze współpracy z włoską galerią, gdyż nie chciała stać się częścią międzynarodowego rynku sztuki.

MK: Miała zapewne grupę wiernych kolekcjonerów twórczości?
KN: Znałam te osoby. Zwracałam się do ludzi, o których wiedziałam, że kochają jej styl. Obrazy Marii są w zbiorach u osób, które czują materię malarską, duszę obrazu, a niekoniecznie to, co powszechnie się podoba.

MK: Czy artystka była ciekawa nabywców swoich obrazów?
KN: Niespecjalnie. W jej rozumieniu obrazy, opuszczając pracownię, zaczynały swoje życie i były autonomicznie. Oczywiście, poznawała niektórych odbiorców, ale nie zależało jej na tym szczególnie.

MK: Byłoby to zapewne trudne. Sama artystka mówiła, że bardzo dużo malowała. Niekiedy wspominała nawet o nadprodukcji artystycznej.
KN: To wynikało z jej potrzeb twórczych, nie kalkulacji rynkowych. Przecież pojawiły się pytania, czy pojawiająca się w jej sztuce estetyka naiwności była kontrolowana, czy spontaniczna. A przecież nie da się tak długo malować, stale udając. Jej twórczość wypływała z wrażliwości i było to prawdziwe.

 

TEKSTY

Rozmowa Marty Kowalewskiej z Katarzyna Napiórkowską przy okazji wystawy malarstwa Marii Anto w Zachęcie.

Marta Kowalewska: Rozpoczęła pani współpracę z Marią Anto pod koniec lat 80. XX wieku. Co skierowało panią do niej?
Katarzyna Napiórkowska: Zetknęłam się z jej twórczością wcześniej. Jako studentka oglądałam jej pierwsze wystawy. Gdy prowadziłam Galerię Art na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, miałyśmy szansę spotkać się osobiście. Jak widać coś ciągnęło nas do współpracy od dawna, ale na spełnienie tego zamiaru trzeba było czekać długo. W międzyczasie przestałam pracować w Galerii Art, wyjechałam do pracy w Londynie, a dopiero na progu przemian ustrojowych pojawiła się możliwość założenia własnej galerii, którą otworzyłam w 1989 roku. Wystawiałam klasyków: Fijałkowskiego, Fałata, Sienickiego, Dwurnika, Markowskiego i oczywiście Anto.

MK: Dziś mówi się o Marii Anto jako kobiecie, która osiągnęła artystyczny sukces w trudnych dla kobiet czasach. To kwestia talentu, ale czy jej zdolności wystarczyły do zdobycia takiej pozycji?
KN: Podziwiałam Marię za jej wytrwałość, bo wiele kobiet kończy Akademię Sztuk Pięknych, ale nie wszystkie później realizują się w zawodzie. Dziś kobiety mają więcej możliwości pracy, zresztą ogólnie artyści. A przedstawicielki młodszego pokolenia, jak Joanna Rajkowska czy Agata Bogacka, to kobiety, które wiedzą, co chcą zrobić. Jednak nie wiązałabym podobnej postawy wyłącznie z feminizmem, a raczej z faktem, że obecnie jest więcej dróg działania dla osób z talentem i chęcią jego realizacji. Wówczas jednak, 40-50 lat temu, zdobycie pozycji wymagało hartu ducha, choć nie było tak dramatyczne jak w przypadku Zofii Stryjeńskiej, która musiała się przebierać za mężczyznę, żeby studiować w Monachium malarstwo.

MK: Jest przekonanie, że kobietom, które miały za mężów artystów, było łatwiej. Maria Anto pozycję zdobywała sama.
KN: Jeśli jest to sugestia, że mężowie artyści wspomagali kariery swoim żonom, to Anto jest jej zaprzeczeniem. Radziła sobie doskonale samodzielnie, choć ze wspaniałym wsparciem i zrozumieniem ze strony partnera- męża, który rozumiał potrzeby malarki. Maria Anto pochodziła z rodziny wyjątkowej. Malarzem był jej pradziad Ignacy Jasiński, jej babka, Maria Czarnecka również malowała.
Przede wszystkim jednak zawdzięczała karierę sobie. Talent łączyła z konsekwencją i wyrazistością. Wyróżniała się sposobem bycia, manierami. Pamiętam plener, w którym uczestniczyła, a i ja miałam okazję tam być. Wówczas, podczas jednego wieczoru czytano poezję. Ktoś ośmielił się szeptać i Anto bezpardonowo zwróciła uwagę. Dla niej odpowiednie zachowanie wynikłe z powagi sztuki było szalenie istotne.

MK: Niekiedy rysuje się obraz Marii Anto jako osoby apodyktycznej, bezkompromisowej. Czy te cechy miały przełożenie na kontakty z panią?
KN: Mogę powiedzieć przede wszystkim o naszych relacjach, a w nich panowała absolutna symbioza. Bliżej poznałam ją w latach 80. i nasze kontakty szybko stały się bliskie. Czuła, że szczerze szanuję to, co robi, i potrafiła odwdzięczyć się podobną atencją. Dawała mi odczuć jak bardzo mnie lubiła. Bardziej, niż ja mogłam to wyrazić wobec niej. Oczywiście, zacieśniłyśmy relacje, nie tylko zawodowe, gdy otworzyłam własną galerię. Moje uwielbienie dla Marii Anto nie ograniczało się tylko do jej sztuki. Jako osoba była wspaniała. Oddana rodzinie, z wielką czułością wychowywała dzieci.
Wiem, że Maria była w towarzystwie uwielbiana. Świadczyły o tym spotkania w gronie artystów, głównie w Białowieży. Tam odbywały się ogólnopolskie plenery, które dla Anto były niezwykle ważne. Napędzały ją twórczo, jak sądzę także w rezultacie spotkań z takimi osobowościami jak Fałat, Starowieyski, Maśluszczak. Ona natomiast była inspiratorką wszelkich działań, scalających twórców podczas tych plenerowych spotkań. Była tam postacią centralną, wokół której orbitowali inni artyści. Działała jak magnes przyciągający ludzi, choć bez przymusu. Po prostu wszyscy chcieli być w jej otoczeniu. Nie wykluczało to jednak pewnej apodyktyczności i bezkompromisowości. Wręcz przeciwnie.

MK: Maria Anto była świadoma swojej wartości jako artystki, na co zapewne miał wpływ fakt, że szybko została doceniona. Wystawa w Zachęcie, nagroda w Mediolanie zaraz po studiach, która rozkręciła jej karierę we Włoszech.
KN: Jej międzynarodowa kariera zaczęła się jeszcze wcześniej, bo w 1963 roku jej prace były pokazywane na Biennale w Sao Paulo. Jednak ten sukces to nie przypadek, który uczynił ją pewną siebie. To był rezultat jej konsekwentnej pracy, wyrazistego stylu, uporu. Wszystko to, co składało się na jej osobowość i artystyczną charyzmę zaowocowało sztuką, która zachwyciła odbiorców. Szybko więc znalazła galerzystę, który rozwinął jej karierę we Włoszech.

MK: Czy lata 60. i 70. można uznać za najlepszy okres w jej karierze?
KN: Trudno zamknąć Marię Anto w jakiś okresach. Ona od początku była silna i wiedziała, czego chce. Była malarką nie dlatego, że skończyła studia, ale dlatego, że sztuka byłą częścią jej osobowości.

MK: A jednak w latach 80. i 90. zainteresowanie jej sztuką spadło. Pojawili się inni artyści, inna sztuka. Czy ona w jakiś sposób to przeżywała?
KN: Maria Anto była osobą świetnie przygotowaną intelektualnie, żeby pojmować świat. Dużo podróżowała i zapewne dostrzegała pewną okresowość, szczególnie w sztuce współczesnej. Fascynowała się zresztą nowymi artystami. Akceptowała więc fakty. Najważniejsze, że do końca pozostała sobą i nie ścigała trendów, choć doskonale je czuła i rozumiała.

MK: Zmiany jednak nastąpiły wyraźne i dziś jest nieco zapomnianą artystką.
KN: Przez osoby, które miały kontakt z jej twórczością, nie jest zapomniana. Można raczej zastanawiać się nad zasięgiem sztuki.
Ponadto obecna wystawa w Zachęcie jest dowodem, że pamięć o Anto żyje.

MK: To odpowiedni czas na przypomnienie twórczości Marii Anto szerszemu odbiorcy?
KN: Wierzę, że wystawa pojawia się w dobrym czasie. Żyjemy w epoce niezwykle zracjonalizowanej i technicznej, lecz ludzie zaczynają się w niej gubić. W tym momencie twórczość Marii Anto jest alternatywą, otwarciem na odbiór rzeczywistości w sposób bardziej metaforyczny. Człowiek jest istotą wielowątkową i nie da się jej do końca uporządkować, wcisnąć w technologiczny rygor. Dlatego stale na nowo odkrywamy takie postaci, jak choćby Agnieszka Osiecka. I Maria Anto również, gdyż jej sztuka wyrasta z poetyckiego myślenia.

MK: Rzeczywiście z jej obrazów przemawia pewna eteryczność i nieokreśloność, tymczasem stale mówimy o silnej, wyrazistej kobiecie.
KN: W tym nie ma sprzeczności. To eteryczność podszyta bardzo dużą mocą. Miała siłę, charyzmę i moc tworzenia. Imperatyw twórczy był wypadkową mocnego charakteru. Wiedziała, czego pragnie, co chce zrobić w życiu. Jeśli można porównać malarstwo Marii Anto do słowa pisanego, to ono nie jest prozą, a poezją, która przyznaje rację istnienia dwóm rzeczywistościom. Tej, której możemy dotknąć i wszystko nam się zgadza, i tej, do której czasami otwierane nam jest okno, kiedy doświadczamy jakiegoś wzruszenia. Te światy są u niej zintegrowane. Podobnie jak u Aleksandry Waliszewskiej, która jest teraz znaną i cenioną artystką.
Tak czuła i tworzyła. Nigdy nie malowała obrazów, żeby się podobały. I kwestie finansowe nie miały tu znaczenia. Przecież dlatego zrezygnowała ze współpracy z włoską galerią, gdyż nie chciała stać się częścią międzynarodowego rynku sztuki.

MK: Miała zapewne grupę wiernych kolekcjonerów twórczości?
KN: Znałam te osoby. Zwracałam się do ludzi, o których wiedziałam, że kochają jej styl. Obrazy Marii są w zbiorach u osób, które czują materię malarską, duszę obrazu, a niekoniecznie to, co powszechnie się podoba.

MK: Czy artystka była ciekawa nabywców swoich obrazów?
KN: Niespecjalnie. W jej rozumieniu obrazy, opuszczając pracownię, zaczynały swoje życie i były autonomicznie. Oczywiście, poznawała niektórych odbiorców, ale nie zależało jej na tym szczególnie.

MK: Byłoby to zapewne trudne. Sama artystka mówiła, że bardzo dużo malowała. Niekiedy wspominała nawet o nadprodukcji artystycznej.
KN: To wynikało z jej potrzeb twórczych, nie kalkulacji rynkowych. Przecież pojawiły się pytania, czy pojawiająca się w jej sztuce estetyka naiwności była kontrolowana, czy spontaniczna. A przecież nie da się tak długo malować, stale udając. Jej twórczość wypływała z wrażliwości i było to prawdziwe.

 

Maria uwielbia czary, nie akceptuje natomiast powabów banalnej urody. Jej pejzaże przywodzą na myśl dziewczęce sny rodzące się po pięknych i dobrych bajkach; kwiaty i drzewa, soczyste i barwne budzą niekiedy wspomnienia o egzotycznej roślinności Rousseau, innym zaś razem zdają się przemawiać magicznym językiem średniowiecznej flory. Na ich tle przesuwają się ludzie (którym towarzyszą zwierzęta), spokojni i łagodni, o zamkniętych, nieprzeniknionych twarzach, ruchem rytmicznym i lunatycznym.

prof. Michał Walicki

PRACE W ZBIORACH MUZEALNYCH

PRACE W KOLEKCJI GALERII SZTUKI KATARZYNY NAPIÓRKOWSKIEJ

DLA KOLEKCJONERÓW

W przypadku zainteresowania zakupem lub sprzedażą prac Marii Anto prosimy o kontakt emailowy.

Posiadasz na sprzedaż pracę tego artysty? Skontaktuj się z nami!

Zapisz się na nasz newsletter

Zgadzam się na przesyłanie informacji z Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej