Wiejskie chaty wśród drzew

Muzeum im. Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

Obraz Vincenta van Gogha w zbiorach polskich! ♡

Widok „Wiejskie chaty wśród drzew” powstał w 1883 podczas pobytu Vincenta van Gogha w Nuenen, niewielkiej wiosce pod Eindhoven. Obraz długo był anonimowy. Miał wielu kolejnych właścicieli. Od lat 80. znajduje się w kolekcji Porczyńskich. Autentyczność „Wiejskich chat wśród drzew” niedawno potwierdzili eksperci z Muzeum Narodowego w Krakowie.

Malarstwo van Gogha było wówczas szczególnie smutne i melancholijne; młody artysta przeżywał osobiste rozterki- miłosne rozczarowanie i religijne wątpliwości. Właściwie w Nuenen rozpoczął się czas odrzucenia i narastającej samotności van Gogha. Wtedy też Vincent van Gogh postanowił w pełni zająć się malarstwem. Te okoliczności sprawiają, że obraz z kolekcji Porczyńskich ma duże, symboliczne znaczenie.

Pod koniec kwietnia obraz van Gogha będzie pokazany na wystawie w Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego przy Świątyni Opatrzności w Wilanowie.

Przy tej okazji zapraszamy Państwa do zapoznania się z tekstem Justyny Napiórkowskiej powstałym podczas wyprawy do Nuenen.

Nuenen. Miasteczko położone w Holandii. Wpadłam tu wczoraj na chwilę, w sumie przypadkowo, jako widz triatlonu. Do największych holenderskich miast stąd chyba daleko.

Wokół równinie. Niebo nad Neunen zmienne. Pogoda kapryśna, ale życzliwa dla biegaczy. Po słonecznej połowie dnia miasteczko tonie w godzinnej ulewie, a potem znów niebo odsłania się na niebiesko, jak gdyby nigdy nic.

Oglądanie Nuenen nie jest marzeniem podróżnika. Teren płaski jak stół. Las, Jezioro. Niskie domy z czerwonej cegły, ustawione w jakimś tajemnym porządku. Zgrabne ogródki, zadbane rabatki. Przycięte bukszpany, bujne kwietniki. W domach ogromne okna. Równe chodniki i ulice. Na pierwszy rzut oka miasto bez niespodzianki.

Zastanawiam się, jak Nuenen widział Van Gogh.

Mieszkał tu przez dwa lata, od 1883 roku. Zgodnie z paletą z jego obrazów, trwała tu wieczna późna jesień. W Neunen Van Gogh namalował obraz, który sam uznał za najlepszy. Pisał o tym do siostry Willeminy. Przy kwadratowym stole w półmroku siedzi kilka osób. Światło lampy naftowej wydobywa czerstwe, wyraziste twarze. Niepiękne. Zatroskane. Zmęczone. Przy prostym, drewnianym stole, przy jedzeniu kartofli. Tylko tyle i aż tyle.

Malarze, którzy pracowali w takich równinnych pejzażach często malowali więcej nieba niż ziemi. Złota proporcja, 2:1 u nich ciążyła ku dołowi. Dwie cząstki nieba, jedna ziemi. Między nimi linia horyzontu.
U Van Gogha pejzaże straciły na stabilności. Niebo pełne ciężkich impastów. Ziemia zazwyczaj poruszona jakimś wiatrem. Natura ożywiona. Odbijająca stany duszy malarza. Harmonia między górą a dołem zachwiana. Cały porządek świata zakwestionowany. W głowie Van Gogha chyba właśnie wtedy, w Nuenen zaczęła się ta dziwna gorączka, która prowadziła go na różne skraje, przez jego straceńczą biografię, ku legendzie artysty szaleńca.

Van Gogh żył w Nuenen pod dziwnym kloszem. Na utrzymaniu brata Theo, w konfrontacji z odrębnymi nadziejami matki. W smutku po śmierci ojca. W żalu w niepowodzeniach malarskich. W klinczu wobec samobójczych prób narzeczonej. W utwierdzaniu się we własnym geniuszu, którego świat miał długo nie rozpoznać. W kalejdoskopie narastających frustracji, z których jedynym ukojeniem było malarstwo.

Zapowiadał się tak dobrze, a tu w Nuenen wszystko zaczęło się komplikować. W tym świecie pozornego porządku, wszystko w życiu Vincenta stało się pogmatwane.

Mieszkał w domu, który stoi do dziś. Czerwona cegła, zielone okiennice. W oknach lniane zasłonki. Na ścianie napis. Dom Van Gogha. Siedziba pastora. Teraz odstrasza tabliczka- „brak wizyt, nie dzwonić”. Obok ładny, mniejszy domek. Przed nim równo przycięta trwa. Tu właśnie mieszkała Margot, niezaakceptowana, dziwnie nie do końca kochana narzeczona. Naprzeciwko małe muzeum, bez autentycznych obiektów, ale za to z pomysłem, szukające śladów, świadectw, prywatności geniusza.

W Neunen szaleństwo Van Gogha dopiero się zaczęło. Zaczęło się też prawdziwe malarstwo. Portrety. Pejzaże. Martwe natury. W obrazach z Nuenen nie było jeszcze tej palety, którą Van Gogh odkrył później, na południu. Wtedy, gdy jego obrazy nasyciły się mocnymi barwami, jak żywiony słońcem pejzaż Prowansji.

Obrazy z Nuenen były ciemne. Motywy siermiężne. Ogólnie poważnie i surowo. Na pejzażach pojawia się kaplica, stojące do dziś domy, młyn. Martwe natury dokumentują codzienne stoły miejscowych. Na portretach utrudzone twarze. Ciężkie, ciemne oleje. Rysunki. Szkice przedstawiają miejscowych ludzi, w trakcje pracy lub po niej. Świadectwo czasu, świadectwo ludzkich losów epoki rewolucji przemysłowej. Świadectwo stawania się artystą. Im doskonalszym, tym bardziej niepogodzonym ze światem.

Casus Van Gogha.
Artysty, którym stał się Vincent właśnie w tym niepozornym Nuenen.

Justyna Napiórkowska, lipiec 2012

Wiejskie chaty wśród drzew

Muzeum im. Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

Obraz Vincenta van Gogha w zbiorach polskich! ♡

Widok „Wiejskie chaty wśród drzew” powstał w 1883 podczas pobytu Vincenta van Gogha w Nuenen, niewielkiej wiosce pod Eindhoven. Obraz długo był anonimowy. Miał wielu kolejnych właścicieli. Od lat 80. znajduje się w kolekcji Porczyńskich. Autentyczność „Wiejskich chat wśród drzew” niedawno potwierdzili eksperci z Muzeum Narodowego w Krakowie.

Malarstwo van Gogha było wówczas szczególnie smutne i melancholijne; młody artysta przeżywał osobiste rozterki- miłosne rozczarowanie i religijne wątpliwości. Właściwie w Nuenen rozpoczął się czas odrzucenia i narastającej samotności van Gogha. Wtedy też Vincent van Gogh postanowił w pełni zająć się malarstwem. Te okoliczności sprawiają, że obraz z kolekcji Porczyńskich ma duże, symboliczne znaczenie.

Pod koniec kwietnia obraz van Gogha będzie pokazany na wystawie w Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Wyszyńskiego przy Świątyni Opatrzności w Wilanowie.

Przy tej okazji zapraszamy Państwa do zapoznania się z tekstem Justyny Napiórkowskiej powstałym podczas wyprawy do Nuenen.

Nuenen. Miasteczko położone w Holandii. Wpadłam tu wczoraj na chwilę, w sumie przypadkowo, jako widz triatlonu. Do największych holenderskich miast stąd chyba daleko.

Wokół równinie. Niebo nad Neunen zmienne. Pogoda kapryśna, ale życzliwa dla biegaczy. Po słonecznej połowie dnia miasteczko tonie w godzinnej ulewie, a potem znów niebo odsłania się na niebiesko, jak gdyby nigdy nic.

Oglądanie Nuenen nie jest marzeniem podróżnika. Teren płaski jak stół. Las, Jezioro. Niskie domy z czerwonej cegły, ustawione w jakimś tajemnym porządku. Zgrabne ogródki, zadbane rabatki. Przycięte bukszpany, bujne kwietniki. W domach ogromne okna. Równe chodniki i ulice. Na pierwszy rzut oka miasto bez niespodzianki.

Zastanawiam się, jak Nuenen widział Van Gogh.

Mieszkał tu przez dwa lata, od 1883 roku. Zgodnie z paletą z jego obrazów, trwała tu wieczna późna jesień. W Neunen Van Gogh namalował obraz, który sam uznał za najlepszy. Pisał o tym do siostry Willeminy. Przy kwadratowym stole w półmroku siedzi kilka osób. Światło lampy naftowej wydobywa czerstwe, wyraziste twarze. Niepiękne. Zatroskane. Zmęczone. Przy prostym, drewnianym stole, przy jedzeniu kartofli. Tylko tyle i aż tyle.

Malarze, którzy pracowali w takich równinnych pejzażach często malowali więcej nieba niż ziemi. Złota proporcja, 2:1 u nich ciążyła ku dołowi. Dwie cząstki nieba, jedna ziemi. Między nimi linia horyzontu.
U Van Gogha pejzaże straciły na stabilności. Niebo pełne ciężkich impastów. Ziemia zazwyczaj poruszona jakimś wiatrem. Natura ożywiona. Odbijająca stany duszy malarza. Harmonia między górą a dołem zachwiana. Cały porządek świata zakwestionowany. W głowie Van Gogha chyba właśnie wtedy, w Nuenen zaczęła się ta dziwna gorączka, która prowadziła go na różne skraje, przez jego straceńczą biografię, ku legendzie artysty szaleńca.

Van Gogh żył w Nuenen pod dziwnym kloszem. Na utrzymaniu brata Theo, w konfrontacji z odrębnymi nadziejami matki. W smutku po śmierci ojca. W żalu w niepowodzeniach malarskich. W klinczu wobec samobójczych prób narzeczonej. W utwierdzaniu się we własnym geniuszu, którego świat miał długo nie rozpoznać. W kalejdoskopie narastających frustracji, z których jedynym ukojeniem było malarstwo.

Zapowiadał się tak dobrze, a tu w Nuenen wszystko zaczęło się komplikować. W tym świecie pozornego porządku, wszystko w życiu Vincenta stało się pogmatwane.

Mieszkał w domu, który stoi do dziś. Czerwona cegła, zielone okiennice. W oknach lniane zasłonki. Na ścianie napis. Dom Van Gogha. Siedziba pastora. Teraz odstrasza tabliczka- „brak wizyt, nie dzwonić”. Obok ładny, mniejszy domek. Przed nim równo przycięta trwa. Tu właśnie mieszkała Margot, niezaakceptowana, dziwnie nie do końca kochana narzeczona. Naprzeciwko małe muzeum, bez autentycznych obiektów, ale za to z pomysłem, szukające śladów, świadectw, prywatności geniusza.

W Neunen szaleństwo Van Gogha dopiero się zaczęło. Zaczęło się też prawdziwe malarstwo. Portrety. Pejzaże. Martwe natury. W obrazach z Nuenen nie było jeszcze tej palety, którą Van Gogh odkrył później, na południu. Wtedy, gdy jego obrazy nasyciły się mocnymi barwami, jak żywiony słońcem pejzaż Prowansji.

Obrazy z Nuenen były ciemne. Motywy siermiężne. Ogólnie poważnie i surowo. Na pejzażach pojawia się kaplica, stojące do dziś domy, młyn. Martwe natury dokumentują codzienne stoły miejscowych. Na portretach utrudzone twarze. Ciężkie, ciemne oleje. Rysunki. Szkice przedstawiają miejscowych ludzi, w trakcje pracy lub po niej. Świadectwo czasu, świadectwo ludzkich losów epoki rewolucji przemysłowej. Świadectwo stawania się artystą. Im doskonalszym, tym bardziej niepogodzonym ze światem.

Casus Van Gogha.
Artysty, którym stał się Vincent właśnie w tym niepozornym Nuenen.

Justyna Napiórkowska, lipiec 2012

Podziel się!